Rysiek był nośnikiem idei - rozmowa z Janem Kidawą- Błońskim

 


 

Filmweb: Dlaczego zdecydował się Pan na opowiedzenie historii Ryszarda Riedla. W wielu wywiadach mówi Pan, że zadecydowały o tym wspólne korzenie i razem spędzone dzieciństwo, ja jednak ciekaw jestem co zafascynowało Pana w tej postaci na tyle, że uznał Pan, iż warto nakręcić o nim film?
Jan Kidawa-Błoński: Wydaje mi się, że zeszły się tutaj dwie rzeczy: osobowość Ryśka i budująca się cały czas jego legenda oraz perypetie związane z moim stanem twórczym, bo nie da się zrobić filmu nie angażując w to swojej wrażliwości i bagażu przeżyć.
Chcę podkreślić, że ja i Rysiek mamy bardzo podobne życiorysy. Obaj dorastaliśmy na Śląsku wśród domów z czerwonej cegły i wszechobecnych hałd. Takie otoczenie buduje w człowieku jego osobowość, dostarcza mu bodźców. Ludzie na Śląsku są inaczej ukształtowani - kultywujący pewne wartości, takie jak przywiązanie do tradycji, porządność, dokładność, dążenie do celu.
Dla mojego pokolenia tradycja to już było za mało. Pragnęliśmy wolności. Ponieważ z reguły nie mieliśmy pieniędzy, szukaliśmy ucieczki w naszym otoczeniu, w tym również w muzyce. Lata 70. to okres wielkiego dynamicznego rozwoju śląskich zespołów bluesowych. Wtedy powstał nie tylko Dżem, ale również wiele innych formacji, które obecne były lub są przez długi czas na polskiej scenie muzycznej. Blues był dla wielu z nas swoistym surogatem wolności. Była to w końcu muzyka pochodząca z Ameryki - kraju, o którym każdy z nas skrycie marzył. Słuchając jej człowiek zaczynał inaczej oddychać, myśleć, stawał się inną osobą.
Ponadto zawód artystyczny w PRL-u niósł ze sobą pewną swobodę. Artyści nie musieli mieć w dowodzie pieczątki z informacją o miejscu zatrudnienia I mogli - oczywiście niezbyt często - wyjeżdżać za granicę. Człowiek wrażliwy i niezależny dążył więc do tego, żeby zostać artystą i w ten sposób być w pewnym sensie wolnym, cieszyć się przywilejem wyrażania tego, co się myśli. Artysta to wtedy nie był zawód, ale sposób na życie.
Przy
"Skazanym na bluesa" interesowało mnie opowiedzenie o własnym życiu i własnych doświadczeniach poprzez pretekst życia Riedla. Jego biografia była barwna, jak mało która, ale ja uzupełniłem ją własnymi emocjami i wrażeniami. Zrobiłem ten film w dużej mierze dla siebie.

Filmweb: Ryszard Riedel nie żyje już ponad 10 lat. Młodzi ludzie obecnie przeżywają fascynację kulturą i muzyką klubową nie wiedząc niejednokrotnie nawet kim był Riedel. Czy Pana zdaniem w historii wokalisty Dżemu jest coś to zainteresuje współczesnych młodych ludzi?
Jan Kidawa-Błoński: Mam głębokie przekonanie, że tak. Wiek XX był epoką wielkich idei. One stanowiły istotny element życia każdego człowieka. Ludzie bez idei byli niepełnowartościowi. Pierwsze lata wieku XXI pokazują nam, że współczesne społeczeństwo próbuje radzić sobie bez żadnych idei. Wszystko zostało odrzucone, przemielone, nie ma obowiązującego systemu wartości.
Obecnie obserwuję, że celem wielu młodych ludzi jest jak najszybsze zdobycie majątku i kupienie jak największej ilości przedmiotów. Na dłuższą metę to przecież nie ma sensu i prowadzi do nikąd.
Robiąc film o Ryśku chciałem pokazać współczesnym młodym ludziom człowieka, który był pełen idei. To nimi, a nie pieniędzmi kierował się w życiu. Mam nadzieję, że spotkanie z Riedlem będzie dla nich pewnego rodzaju wstrząsem. Zobaczą człowieka, który żył zupełnie inaczej niż oni i być może stanie się to początkiem nowej drogi w ich życiu, iskrą, która sprawi, że zaczną się czymś interesować i wypełniać panująca wokół nich pustkę.

Filmweb:
"Skazany na bluesa" rozpoczyna się w roku 1976. Później akcja przenosi się od razu do roku 1990. Dlaczego pominął Pan aż 14 lat z życia Riedla i kariery Dżemu, lat, w których wiele się przecież wydarzyło?
Jan Kidawa-Błoński: Są dwa powody tej decyzji. Pierwszy to ograniczenie czasowe. Film w Polsce nie może trwać dłużej jak dwie godziny i z olbrzymiego materiału jaki zgromadziłem na temat Riedla po prostu musiałem wybrać rzeczy - moim zdaniem - najważniejsze. Podczas pisania scenariusza stanęliśmy z Przemkiem Angermanem przed poważnym problemem, czy opowiadać o całym życiu lidera Dżemu, czy raczej wybrać z niego pewne fragmenty i opowiedzieć, ale za to obszerniej, tylko o nich. Zwyciężyło to drugie rozwiązanie.
Do
"Skazanego na bluesa" wybrałem trzy elementy z życia Ryśka: dzieciństwo pokazujące jak rodziła się jego osobowość oraz konflikt z ojcem, który zaważył na całym jego życiu. Chęć udowodnienia ojcu, że jest pełnowartościowym człowiekiem była - w moim przekonaniu - motorem napędowym Ryśka.
Lata 70. to kolejny ważny okres w życiu Riedla - dołącza do Dżemu, żeni się, rodzi mu się syn, któremu przez następne lata będzie starał się dać i przekazać to, czego - w jego przekonaniu - nie dał mu własny ojciec.
Ostatni fragment to już lata 90. i opowieść o staczaniu się gwiazdy. Powszechnie znana jest walka Riedla z narkotykami i powód jego śmierci. Uznałem, że nie powinienem uciekać od ciemnej strony jego życia. Być może zrobiliby to Amerykanie kończąc film na przykład sceną koncertu i informując w napisach o jego śmierci, ale dla mnie to było niegodne.

Filmweb: Jednakże pominął Pan w swoim filmie fakt wyrzucenia Riedla z Dżemu, który był wynikiem jego narkotykowego uzależnienia. Zdaniem wielu fanów ta decyzja członków zespołu bezpośrednio przyczyniła się do jego śmierci.
Jan Kidawa-Błoński: Tak, jak już wcześniej mówiłem, pisząc scenariusz świadomie musiałem zrezygnować z wielu wydarzeń. Przez długi czas zbierałem informacje o Riedlu bojąc się, żeby czegoś nie pominąć, nie przegapić. Szukałem w jego życiu tajemnicy, ale te poszukiwania doprowadziły mnie tylko do wniosku, że nie jestem w stanie stworzyć obiektywnego portretu Ryśka. Każda kolejna osoba, z którą rozmawiałem przedstawiała mi swoją wizję Riedla. W końcu i ja uznałem, że powinienem w filmie pokazać swoją wizję wokalisty. Fakt wyrzucenia Ryśka z zespołu zwyczajnie nie pasował mi do tej historii. Bohater ostatecznie ponosi klęskę, przegrywa walkę z nałogiem i informacja o usunięciu z Dżemu tego nie zmieni.

Filmweb: Nad scenariuszem pracował Pan wspólnie z
Przemkiem Angermanem. Dlaczego właśnie z nim?
Jan Kidawa-Błoński: Z dwóch powodów. Po pierwsze uważam Przemka za niezwykle utalentowanego twórcę, po drugie chciałem, żeby wspomógł mnie w pracy ktoś młody. Obawiałem się, że ja, człowiek 50-letni nie będę potrafił nawiązać dialogu ze współczesnymi młodymi ludźmi stanowiący w naszym kraju zdecydowaną większość widowni. Przemek bardzo mi w tym pomógł.

Filmweb: Czy członkowie Dżemu albo rodziny Riedla mieli wpływ na ostateczną wersję scenariusza?
Jan Kidawa-Błoński: Nie. Oczywiście rozmawiałem z nimi, byli nieocenionym źródłem informacji, ale scenariusz powstał bez ich bezpośredniego udziału. Gotowy tekst daliśmy im jedynie do przeczytania, a oni bardzo dobrze go przyjęli.

Filmweb: Główną rolę w filmie odtwarza młody aktor
Tomasz Kot, dla którego jest to pierwsza duża role w jego karierze. Co spowodowało, że zdecydował się Pan na współpracę właśnie z nim?
Jan Kidawa-Błoński: Kiedy Tomasz Kot trafił do filmu był aktorem, który nie miał żadnego doświadczenia w pracy przed kamerami. Znalazłem go w roku 2003 po dwóch latach poszukiwań i próby znalezienia odpowiedzi na pytanie - który z polskich mógłby zagrać rolę Riedla. Niestety, przez długi czas żaden mi nie pasował. Na dwa miesiące przed rozpoczęciem zdjęć ktoś mi powiedział, że widział w teatrze w Legnicy fantastycznego chłopca, który grał Hamleta. Hamlet to nie wokalista zespołu bluesowego, ale również człowiek kierujący się ideami zatem postanowiłem się z owym "fantastycznym chłopcem" spotkać. Od początku przypadliśmy sobie do gustu. Tomek stworzył fantastyczną kreację, która mam nadzieję okaże się dla niego początkiem wspaniałej kariery.

Filmweb: W jaki sposób
Tomasz Kot przygotowywał się do swojej roli?
Jan Kidawa-Błoński: Tomek bardzo poważnie potraktował wyzwanie, z którym musiał się zmierzyć. Nie przesadzę jeśli powiem, że postanowił dla tej roli zrobić praktycznie wszystko.
Miał świadomość tego, że ciąży nad nim wielka odpowiedzialność. Musiał zmierzyć się z legendą wiedząc, że oceniać go będą nie tylko krytycy, ale przede wszystkim oddani fani Dżemu i Riedla.
Ze swojej strony zagwarantowałem mu kontakt z rodziną i członkami Dżemu, z którymi spędził trochę czasu. Ponadto dostarczyliśmy mu wszystkie filmowe materiały z koncertów Ryśka. Na ich podstawie
Tomek uczył się jego gestów, sposobu poruszania i zachowania na scenie. Dodatkowo poznał cały kontekst spraw związanych z narkotykami i uzależnieniem. Na jakiś czas trafił w tym celu do Monaru, gdzie przeszedł specjalne szkolenie.
Jest jeszcze jedna rzecz, która sprawiła, że
Tomek tak dobrze wcielił się w postać Riedla. W moim przekonaniu jest do niego bardzo podobny. Podobnie jak Rysiek jest wielkim dzieckiem, które nie przywiązuje wagi do wielu spraw, dla których "dorośli" niekiedy tracą głowę.

Filmweb: Prace na planie pierwotnie rozpoczęły się w 2003 roku, ale po jednym dniu zostały przerwane - jeden z producentów okazał się być zamieszany w aferę kryminalną. Mamy już jednak nową ustawę o kinematografii, która - choć nadal wzbudza olbrzymie emocje - powinna zapobiec w przyszłości tego rodzaju zdarzeniom. Jak Pan, jako filmowiec, ocenia tę ustawę?
Jan Kidawa-Błoński:
Uważam, że dobrze się stało, że po wielu latach doczekaliśmy się wreszcie ustawy, która chronić będzie polskie kino i wspierać jego rozwój. Rozwijanie naszej kinematografii jest niezwykle ważne z perspektywy naszej tożsamości narodowej. Współcześni młodzi ludzie praktycznie chowają są na filmach. To z nich czerpią wzorce, wartości i zachowania. Państwo, które nie docenia roli kinematografii w kształtowaniu obywatelskich postaw i tożsamości młodych ludzi popełnia wielki błąd. Jednakże aby w tak niedużym kraju jak nasz kino mogło się rozwijać musi być wspierane przez państwo.
W przeciwieństwie do Rosji, Chin, czy Indii, które z racji olbrzymiej ilości mieszkańców mogą liczyć na sporą frekwencję i wpływy bez konieczności sprzedaży filmu poza granice kraju, musimy pamiętać, że w Polsce uznaje się za sukces, jeśli rodzimą produkcję obejrzy 300 tysięcy widzów. W tej sytuacji gdyby film miał się sam finansować nie powinien kosztować więcej niż 2-3 miliony złotych. Według moich kalkulacji i znajomości rynku, nie da się w Polsce zrealizować profesjonalnej produkcji za mniejsze pieniądze. Tymczasem w Unii Europejskiej takie produkcje traktowane są jako amatorskie. W myśl obowiązujących przepisów film profesjonalny nie może kosztować mniej niż 1 milion Euro, czyli ponad 4 miliony złotych. Idąc dalej tym tropem w Unii Europejskiej
"Skazany na bluesa" ma status produkcji amatorskiej.
Wierzę głęboko, że nowa ustawa oraz powstający Instytut Sztuki Filmowej, który będzie miał obowiązek pozyskiwania i rozdzielania funduszy przeznaczonych na finansowanie filmów sprawią, że w Polsce nie tylko zacznie powstawać więcej tytułów, ale będą one coraz lepsze i tworzone również przez młodych i niezwykle utalentowanych twórców.

Filmweb: Dziękuję bardzo za rozmowę


Dodaj DŻEMprasa do ulubionych Startuj z DŻEMprasa