Ryszard Riedel albo śmierć Paris Hilton - Jacek Kurzypski



Tym razem, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, zachęcamy Was do zobaczenia polskiego filmu. Naprawdę warto. Chyba że wolicie Paris Hilton.

Skazany na bluesa to dobry polski film na poły rockowy, na poły biograficzny, wart polecenia nie tylko fanom zespołu Dżem i jego charyzmatycznego lidera Ryszarda Riedla.

Ci, którzy nie lubią biografii niech się nie boją. Nie jest to typowy sfilmowany życiorys artysty. To zbiór ciekawie udramatyzowanych i przemieszanych chronologicznie znaczących epizodów z jego życia. Może szkoda, że koncentrują się one przede wszystkim wokół narkotycznych aspektów życia Ryśka i jego rodzinnych konfliktów, ale niestety taka chyba była największa część prawdy. Jego życie przez długi okres było niemal całkowicie zdominowane i podporządkowane problemom nałogu.

W Polsce praktycznie nie mieliśmy filmów opisujących życie gwiazd i ikon rodzimej sceny rockowej. Jan Kidawa-Błoński postanowił zmierzyć się z legendą i fenomenem Ryszarda Riedla. Prostego chłopaka ze Śląska, który dość niespodziewanie i przypadkowo został wokalistą zespołu Dżem, a wkrótce potem pełnym charyzmy idolem dla setek tysięcy fanów. Słowa jego piosenek w latach 80. i 90. nuciły rzesze młodych Polaków, koncerty jego zespołu zapełniały największe hale. Ale z drugiej strony tego naznaczonego swoistym geniuszem artysty był człowiek dotknięty narkomanią. Łatwe uzależnienie od polsiej heroiny to była tragedia, która życie Ryśka i jego rodziny zmieniła w piekło, a jego samego, człowieka nade wszystko miłującego wolność, napiętnowała i zniewoliła, aż do śmierci.

Skazany na bluesa to przejmujący portret zdolnego artysty pogrążającego się w wyniszczającym nałogu, który nawet jeśli próbuje podjąć z nim walkę, to musi ja przegrać. Obraz jest znakomicie ilustrowany świetnie dobraną muzyką Dżemu, która tak naprawdę jest drugim głównym bohaterem filmu niezwykle celnie oddając i puentując stan ducha Ryśka. W efekcie wyszedł film, który momentami być może zbyt gładko powiela stereotyp zbuntowanego artysty, ale na pewno nie jest nudny.

Na dodatkowe i specjalne wyróżnienie zasługuje także Tomasz Kot wcielający się w postać Riedla. Młody aktor wypadł znakomicie i jego kreacja z pewnością jest jednym z dwóch największych atutów tego filmu. Mocno pochwalić wypada także Jolantę Fraszyńską w roli żony i Adama Baumanna w roli ojca Ryśka. W obsadzie najsłabiej wypadli mali aktorzy, grający dzieci muzyka, ale gra dziecięcych bohaterów to, niestety, bolączka wielu polskich filmów. Na szczęście w tym wypadku nie ma ona jakiegoś zasadniczego znaczenia. Swoistego uroku i smaczku dodaje całości sympatyczno-nostalgiczne ukazanie siermiężnych realiów życia w PRL-u lat osiemdziesiątych.

Reżyserowi można zarzucić, że nadmiernie zmetaforyzował śmierć bohatera, który tak naprawdę umierał w atmosferze straszliwej samotności, ale ja nie jestem przekonany, że dosłowne i dosadne ukazanie nieludzkiej śmierci narkomana byłoby tu potrzebne. Na pewno sekwencja ta będzie mieć swoich zwolenników i przeciwników. Ja uznaję że reżyser miał prawo w jak najbardziej osobisty sposób pożegnać Ryśka, który przecież był z nim spokrewniony. W sumie dostajemy bardzo solidny, intrygujący, a momentami (zwłaszcza w scenach z piosenkami Dżemu) niemal fascynujący film. Największe brawa za ścieżkę dźwiękową i rolę Tomasza Kota.

 


Dodaj DŻEMprasa do ulubionych Startuj z DŻEMprasa